Zima tej wiosny jak wskazują statystyki i pan Zubilewicz nie była zbyt łaskawa. Śmieszne ilości śniegu, nad wyraz dobre warunki drogowe, żadnych konferencji na dworcach PKP z barami wydającymi gorące napoje spóźnionym i żądnym krwi pasażerami w tle, brak kolejnych wpadek ministrów tłumaczących uwarunkowania geograficzne kraju, żadnych budzących współczucie obrazów z polskich dróg, autostrad i wsi zasypanych śniegiem…nuuuda, ludzie, nuda.
Nosy smętnie przyklejone do okien i krat woliery chciwie łapały ciepłe oddechy wiatru, który za nic nie chciał przeistoczyć się w groźnie chłostający mroźną wonią żywioł, zmrużone nadzieją oczy próżno wypatrywały chmur obiecujących opady śniegu i dających nadzieję na dzikie harce pośród białych przestrzeni, przewietrzenie futer, wyczochranie fryzurek, utworzenie lodowych dredów…
Czujne uszy nie usłyszały ani jednego jęku zawodzącego wiatru zwiastującego ekscytującą burzę śnieżną, dającą nadzieję na zbudzenie zewu natury drzemiącego, na pewno chwilowo, gdzieś głęboko pod warstwą imponującego futra. Norweskie serduszka nie drżały na widok apetycznych hałd świeżego puchu, trzy pary oczu próżno wypatrywały lodu, śniegu aż po horyzont i zmierzających ku ciepłej chacie zbłąkanych gdzieś w żywiole, opadających z sił, poruszających się tylko siłą woli wędrowców.
W poszukiwaniu odrobiny zimowej atmosfery udaliśmy się więc do Łodzi na Śnieżną Wystawę. Kolejne miłe spotkania, emocje, kibicowanie. Do klatki włożyć, z klatki wyjąć, podroczyć się z konkurencją, pilnować kolejności, odnotować wynik.
Dwa dni minęły jak zawsze zbyt szybko.
Do domu zabraliśmy świeżo upieczonego Championa – S*Zygot’s Iris, zaś Kachiko zakończyła karierę wystawową ukoronowaną tytułem Supreme Grand Alter.